środa, 1 czerwca 2016

1 Prolog

 Zaczynamy ;)

Pakowali ostatnią torbę pełną ubrań i kosmetyków, kiedy Paili pojawiła się przed furtką domu. Zdjęła z nosa okulary słoneczne, obserwując Daryla, który zamknął klapę bagażnika i ukrył przed nią puste oczy. Coś tutaj nie pasowało. 


– Hej – odezwała się niepewnie, popychając drewniane drzwiczki.

– Wybieracie się gdzieś? 


Katia rzuciła błagalne spojrzenie na młodego Dixona, ale mogła się spodziewać, że to jej przyjdzie wyjawić sekret. 


– Wyjeżdżamy. 


– Rozumiem. Potrzebujesz kilku dni dla siebie, tak? – Pai nie podejrzewając niczego złego, uściskała przyjaciółkę. – Musi ci być cholernie ciężko, Kat. Zamknęli go na kilka lat, ty spodziewasz się dziecka. Wiem, to musi boleć, ale dobrze, że chcesz odsapnąć. A ty, Daryl? – uśmiechnęła się do mężczyzny. 


Byli ze sobą przeszło rok, a właściwie od roku i siedmiu miesięcy. Wpadli na siebie przez przypadek, potem częściej, aż zaprosił ją na imprezę. Ona wzięła ze sobą Katię, on brata, i tak już zostali w czwórkę, dopóki Merle nie wpakował się w handel narkotykami. 


– Co ja? – wydusił wreszcie, odpalając papierosa. 


– No z tego co rozumiem odwozisz Katię, tak? Mogę jechać z wami? 


– To zły pomysł. 


–No, ok... - Zmarszczyła nos. – W takim razie poczekam na ciebie w domu. Ugotuję obiad, może wyjdziemy wieczorem do kina? 


– To też zły pomysł. – Pokręcił głową, a potem skierował słowa do rudowłosej dziewczyny: – Pójdę zabrać jeszcze kilka rzeczy z domu, a ty-powiedz jej. 


– O co chodzi? – Paili skrzyżowała ręce na ramionach, odprowadzając wzrokiem Daryla. Wyczuła, że przyjaciółka jest tak samo spięta jak on, więc wyostrzyła zmysły. – Powiesz mi wreszcie? 


– Tylko się nie denerwuj.


– No mów! – Serce zaczęło bić jej niekontrolowanym tempem. 


– Wyjeżdżamy razem. Ja i Daryl. 


– Nie bardzo rozumiem... - sarknęła, cofając się o kilka kroków. 


– Pai, to trudna decyzja... Muszę wyjechać z miasta. Nie zniosę życia tutaj. Merle wróci za dziesięć lat, może osiem, jeśli dobrze pójdzie, ale ja nie mogę tyle czekać. 


– Nie mówisz poważnie... 


– Posłuchaj. – Katia przetarła zmęczone oczy. – Daryl zobowiązał się do pomocy. Czuje się odpowiedzialny, bo to jego brat zawalił. Długo o tym dyskutowaliśmy i zgodziłam się. Wyprowadzamy się razem. Daryl chce mi pomóc. 


– Co ty, Kat... Żartujesz? 


– Przykro mi, Pai. Mi też jest ciężko. Jemu też. 


– No ok, rozumiem, ale chyba nie jedziecie na koniec świata? No i będę mogła was odwiedzać? Daryl! – krzyknęła, bo wyszedł z domu, trzymając w rękach karton. – Czy możesz ze mną porozmawiać? 


– Byle szybko – mruknął, ale odłożył karton na trawę, a Katia zacisnęła usta, chowając się w domu, by dać im chwilę prywatności. 


– Czemu jesteś taki opryskliwy? O co chodzi? Niewiele rozumiem, Daryl... Czemu wyprowadzasz się z Katią? 


– Bo jestem teraz za nią odpowiedzialny. Za nią i dziecko. 


– Czekaj, czekaj – zaśmiała się nerwowo. – Czy wy chcecie mi powiedzieć, że zamierzacie mieszkać razem, a ty chcesz zastąpić Katii Merle'a? 


– Jezu Chryste, Pai. – Potarł z całych sił czoło, aż został mu czerwony ślad. – To nie tak miało być, przysięgam. Kocham cię, ale nie mogę tu zostać z tobą. Chciałbym, ale ruda nie może być sama. To mój brat zjebał, więc to ja muszę wziąć jego winę na siebie i zając się dzieckiem i Katią. 


– Będziecie udawać jebaną rodzinę? – Wykrzywiła usta, a głos ugrzązł jej w gardle. – To chcesz mi powiedzieć? 


– Jeśli tak łatwiej ci to zrozumieć, to tak. 


– No chyba oszaleliście. A co ze mną? Miałam się do ciebie wprowadzić, zapomniałeś? Przecież... Przecież planowaliśmy zaręczyny, Daryl – pisnęła żałośnie, osłaniając się rękoma. 


– Przykro mi, Pai. 


– Czy ktokolwiek z was pomyślał o mnie? – zaszlochała. – No powiedz mi?! Pomyślałeś? 


– Pai, nie utrudniaj. Błagam. 


– Nie utrudniaj? – wrzasnęła, zanosząc się urwanym płaczem. Jej drobne pieści wystrzeliły do przodu, okładając go na oślep. – Jesteś mój, zapomniałeś? Mój!


– Paili – Katia pojawiła się za jej plecami. Też płakała, i chyba nawet gorzej niż ona. – Wybacz nam. 


    Młodsza przyklęknęła na chodniku, pochylając głowę do przodu. Serce zacisnęło się tak boleśnie, że miała wrażenie, że umiera. Poczuła krótki uścisk na ramieniu, a potem usłyszała, jak przyjaciółka wsiada do samochodu. 

– Wstań. – Daryl podniósł ją z ziemi, przytrzymując za policzki. – Będzie lepiej, jeśli nie będziesz nas szukać. Ten ból minie, Paili, musisz uwierzyć. Wróć teraz do domu i żyj swoim życiem. Zapomnij. 


– Zapomnij? – Uderzyła go prosto w policzek używając tyle siły, aż sama poczuła pieczenie. – Nienawidzę was i kurwa nie zrozumiem nigdy, jak możesz poświęcić nasze szczęście na rzecz brata. To on zawinił, nie ty! Mogliśmy razem pomagać Katii. 


– Już postanowiliśmy. Idź. – Pchnął ją delikatnie w stronę wyjścia.

– No już, zjeżdżaj. 


– Tylko tyle? – płakała coraz głośniej. – Tylko tyle masz mi do powiedzenia? 


– Wybacz – uśmiechnął się słabo, pełen żalu i goryczy, ale obiecał bratu, że zajmie się zarówno Katią, jak i nienarodzonym synem. 


Stała na chodniku, a nogi drżały jej coraz mocniej, kiedy stary Pick-up wyjechał z posesji i wolno ruszył przed siebie w kierunku miasta. Długo patrzyła w ślad za autem, aż zniknął zupełnie, skręcając na główną drogę. 
Tylko tyle pozostało jej z przyjaźni, która miała trwać wieki i z miłości, której pragnęła aż do śmierci. 

_________________________________
Krótki wstęp na rozgrzewkę ;)
Bracia Dixon, to według mnie najlepsze charaktery, jakie zagościły na planie Walking Dead.
Większość swoich opowiadań mam w roli głównej z Darylem, jednak tym razem postanowiłam dokonać pewnych zmian i skupić się na postaci Merle'a, który bez wątpienia jest badassem. 
Chociaż...? Może, gdyby miał szansę na lepsze życie, potrafiłby wykrzesać z siebie tę lepszą stronę :D
    

1 komentarz: