Zaczynamy ;)
Pakowali ostatnią torbę pełną ubrań i kosmetyków, kiedy Paili pojawiła się przed furtką domu. Zdjęła z nosa okulary słoneczne, obserwując Daryla, który zamknął klapę bagażnika i ukrył przed nią puste oczy. Coś tutaj nie pasowało.
– Hej – odezwała się niepewnie, popychając drewniane drzwiczki.
– Wybieracie się gdzieś?
Katia rzuciła błagalne spojrzenie na młodego Dixona, ale mogła się spodziewać, że to jej przyjdzie wyjawić sekret.
– Wyjeżdżamy.
– Rozumiem. Potrzebujesz kilku dni dla siebie, tak? – Pai nie podejrzewając niczego złego, uściskała przyjaciółkę. – Musi ci być cholernie ciężko, Kat. Zamknęli go na kilka lat, ty spodziewasz się dziecka. Wiem, to musi boleć, ale dobrze, że chcesz odsapnąć. A ty, Daryl? – uśmiechnęła się do mężczyzny.
Byli ze sobą przeszło rok, a właściwie od roku i siedmiu miesięcy. Wpadli na siebie przez przypadek, potem częściej, aż zaprosił ją na imprezę. Ona wzięła ze sobą Katię, on brata, i tak już zostali w czwórkę, dopóki Merle nie wpakował się w handel narkotykami.
– Co ja? – wydusił wreszcie, odpalając papierosa.
– No z tego co rozumiem odwozisz Katię, tak? Mogę jechać z wami?
– To zły pomysł.
–No, ok... - Zmarszczyła nos. – W takim razie poczekam na ciebie w domu. Ugotuję obiad, może wyjdziemy wieczorem do kina?
– To też zły pomysł. – Pokręcił głową, a potem skierował słowa do rudowłosej dziewczyny: – Pójdę zabrać jeszcze kilka rzeczy z domu, a ty-powiedz jej.
– O co chodzi? – Paili skrzyżowała ręce na ramionach, odprowadzając wzrokiem Daryla. Wyczuła, że przyjaciółka jest tak samo spięta jak on, więc wyostrzyła zmysły. – Powiesz mi wreszcie?
– Tylko się nie denerwuj.
– No mów! – Serce zaczęło bić jej niekontrolowanym tempem.
– Wyjeżdżamy razem. Ja i Daryl.
– Nie bardzo rozumiem... - sarknęła, cofając się o kilka kroków.
– Pai, to trudna decyzja... Muszę wyjechać z miasta. Nie zniosę życia tutaj. Merle wróci za dziesięć lat, może osiem, jeśli dobrze pójdzie, ale ja nie mogę tyle czekać.
– Nie mówisz poważnie...
– Posłuchaj. – Katia przetarła zmęczone oczy. – Daryl zobowiązał się do pomocy. Czuje się odpowiedzialny, bo to jego brat zawalił. Długo o tym dyskutowaliśmy i zgodziłam się. Wyprowadzamy się razem. Daryl chce mi pomóc.
– Co ty, Kat... Żartujesz?
– Przykro mi, Pai. Mi też jest ciężko. Jemu też.
– No ok, rozumiem, ale chyba nie jedziecie na koniec świata? No i będę mogła was odwiedzać? Daryl! – krzyknęła, bo wyszedł z domu, trzymając w rękach karton. – Czy możesz ze mną porozmawiać?
– Byle szybko – mruknął, ale odłożył karton na trawę, a Katia zacisnęła usta, chowając się w domu, by dać im chwilę prywatności.
– Czemu jesteś taki opryskliwy? O co chodzi? Niewiele rozumiem, Daryl... Czemu wyprowadzasz się z Katią?
– Bo jestem teraz za nią odpowiedzialny. Za nią i dziecko.
– Czekaj, czekaj – zaśmiała się nerwowo. – Czy wy chcecie mi powiedzieć, że zamierzacie mieszkać razem, a ty chcesz zastąpić Katii Merle'a?
– Jezu Chryste, Pai. – Potarł z całych sił czoło, aż został mu czerwony ślad. – To nie tak miało być, przysięgam. Kocham cię, ale nie mogę tu zostać z tobą. Chciałbym, ale ruda nie może być sama. To mój brat zjebał, więc to ja muszę wziąć jego winę na siebie i zając się dzieckiem i Katią.
– Będziecie udawać jebaną rodzinę? – Wykrzywiła usta, a głos ugrzązł jej w gardle. – To chcesz mi powiedzieć?
– Jeśli tak łatwiej ci to zrozumieć, to tak.
– No chyba oszaleliście. A co ze mną? Miałam się do ciebie wprowadzić, zapomniałeś? Przecież... Przecież planowaliśmy zaręczyny, Daryl – pisnęła żałośnie, osłaniając się rękoma.
– Przykro mi, Pai.
– Czy ktokolwiek z was pomyślał o mnie? – zaszlochała. – No powiedz mi?! Pomyślałeś?
– Pai, nie utrudniaj. Błagam.
– Nie utrudniaj? – wrzasnęła, zanosząc się urwanym płaczem. Jej drobne pieści wystrzeliły do przodu, okładając go na oślep. – Jesteś mój, zapomniałeś? Mój!
– Paili – Katia pojawiła się za jej plecami. Też płakała, i chyba nawet gorzej niż ona. – Wybacz nam.
Młodsza przyklęknęła na chodniku, pochylając głowę do przodu. Serce zacisnęło się tak boleśnie, że miała wrażenie, że umiera. Poczuła krótki uścisk na ramieniu, a potem usłyszała, jak przyjaciółka wsiada do samochodu.
– Wstań. – Daryl podniósł ją z ziemi, przytrzymując za policzki. – Będzie lepiej, jeśli nie będziesz nas szukać. Ten ból minie, Paili, musisz uwierzyć. Wróć teraz do domu i żyj swoim życiem. Zapomnij.
– Zapomnij? – Uderzyła go prosto w policzek używając tyle siły, aż sama poczuła pieczenie. – Nienawidzę was i kurwa nie zrozumiem nigdy, jak możesz poświęcić nasze szczęście na rzecz brata. To on zawinił, nie ty! Mogliśmy razem pomagać Katii.
– Już postanowiliśmy. Idź. – Pchnął ją delikatnie w stronę wyjścia.
– No już, zjeżdżaj.
– Tylko tyle? – płakała coraz głośniej. – Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
– Wybacz – uśmiechnął się słabo, pełen żalu i goryczy, ale obiecał bratu, że zajmie się zarówno Katią, jak i nienarodzonym synem.
Stała na chodniku, a nogi drżały jej coraz mocniej, kiedy stary Pick-up wyjechał z posesji i wolno ruszył przed siebie w kierunku miasta. Długo patrzyła w ślad za autem, aż zniknął zupełnie, skręcając na główną drogę.
Tylko tyle pozostało jej z przyjaźni, która miała trwać wieki i z miłości, której pragnęła aż do śmierci.
_________________________________
Krótki wstęp na rozgrzewkę ;)
Bracia Dixon, to według mnie najlepsze charaktery, jakie zagościły na planie Walking Dead.
Większość swoich opowiadań mam w roli głównej z Darylem, jednak tym razem postanowiłam dokonać pewnych zmian i skupić się na postaci Merle'a, który bez wątpienia jest badassem.
Chociaż...? Może, gdyby miał szansę na lepsze życie, potrafiłby wykrzesać z siebie tę lepszą stronę :D
Daryyyl <3
OdpowiedzUsuń